Serwis przez 8 lat prowadził pedagog liceum - Marek Podgórski
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Samorząd uczniowski

Prezydia większości samorządów spotykają się rzadko, z trudem, z niechęcią, a zebrania najczęściej nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. A jak tu pracować CAŁYM SAMORZĄDEM, jeśli nawet jego władze nie mogą niczego solidnie i we właściwym czasie ustalić? Jedyne lekarstwo, to tak obmyślić organizację i przebieg tych zebrań, żeby każdemu CHCIAŁO SIĘ brać w nich udział. Ba! Żeby każdy NIECIERPLIWIE CZEKAŁ na kolejne zebranie. Żeby je traktowano jako prawdziwą przyjemność. Niemożliwe? No, co ty! Możliwe. Trzeba tylko zabrać się do tego od odpowiedniej strony...

DLACZEGO ZEBRANIA SAMORZĄDóW SIĘ NIE UDAJĄ?

  • Bo nazywają się "zebrania"
  • zmuszają uczestników do siedzenia w bezruchu
  • trzymają ludzi głodnych
  • bo prowadzą je przewodniczący
  • nuuuuuuda

"ZEBRANIA - ZADRĘCZANIA"

Jak słyszysz: "zebranie", albo "muszę iść na zebranie", to co przychodzi ci do głowy? Jakie masz skojarzenia? Mnie się to kojarzy z jakąś koszmarną nudą - kupa starych, napuszonych mantykołów siedzi z ważnymi minami, smęcąc coś na zmianę. Koszmar! Wszelkich zebrań unikam jak morowej zarazy, jeżeli od jakiegoś nie udaje mi się wymigać, zabieram kartki w kratkę, żeby w chwilach obezwładniającej nudy grać "w kropki". Bo nie wypada czytać książek.

Jak widać, mam złe doświadczenia. Ale ja jestem stara. Niedawno dowiedziałam się, że bardzo wielu ludzi w "wieku przedpoborowym" (czyli Twoich rówieśników), również ma w tej dziedzinie złe doświadczenia. I że nie cierpią zebrań. W tym wieku?!

Chcesz wiedzieć, dlaczego?

Rodzice, jeśli w ogóle ze sobą rozmawiają, często opowiadają sobie, co działo się w pracy. Ci, którzy pracują na jakichś kierowniczych stanowiskach, albo należą do tzw. średniej kadry kierowniczej, spory ułamek swojego czasu pracy muszą spędzać na zebraniach. A ponieważ, jak wynika z badań amerykańskich socjologów, większość ludzi organicznie nie znosi zebrań, opowiadają o nich swoim rodzinom albo z niechęcią, albo nawet z gniewem. Dziecko rzadko (albo nigdy) ma okazję usłyszeć rozpromienionego ojca, mówiącego na przykład: "mieliśmy dzisiaj cudowne zebranie, na którym wypracowaliśmy rewelacyjny projekt usprawnienia produkcji...". Częściej słyszy: "przestańcie, do cholery, hałasować, miałem dzisiaj koszmarne zebranie!". Zresztą, zgodnie z naszą rdzennie polską tradycją, nawet jeżeli zebranie było owocne, to i tak w domu opowiada się raczej o tym, co człowieka wkurzyło i "co ten idiota zaproponował". I w ten sposób w głowach młodych ludzi powstają niekorzystne odczucia i oczekiwania w stosunku do zadziwiającego zjawiska ze świata dorosłych, jakim są zebrania.

Okazuje się, że taki odbiór pogłębia jeszcze to, co widzą w telewizyjnych migawkach z prac sejmu. Bo w programach informacyjnych rzeczywiście pokazuje się tylko "ostrzejsze" fragmenty obrad: konflikt, pyskówka, afera, ktoś się kogoś czepia, ktoś coś wykrzykuje. Czy wszystkim nastolatkom zebrania źle się kojarzą?

Oczywiście, że nie. Są tacy, dla których "zebranie" jest słowem pustym – nie zetknęli się jeszcze z niechętnymi relacjami o "zebraniowej męce", nie kojarzy im się z niczym złym. Są też tacy, którym termin "zebranie" kojarzy się z czymś niesłychanie ważnym, dorosłym, wiedzą, na czym coś takiego polega i chętnie zabiorą się za IMITOWANIE czynności dorosłych.

Historia z życia wzięta

Franek był przez rok przewodniczącym samorządu w LO. Instytucja była bardzo tradycyjna, skostniała, nieruchawa. Koniecznie chciał, żeby "wreszcie zaczęło się coś dziać", żeby samorząd robił coś dla uczniów. "Naszą opiekunką była pani profesor WOS-u. Na pierwszym zebraniu nauczyła nas, jak przeprowadza się prawdziwe zebranie. I od tego momentu już nic nie zrobiliśmy w realu. Robiliśmy tylko zebrania. To była taka zabawa w urzędowanko: porządek obrad, protokoł, podpisywanie protokołu, ale po wyjściu z "zebranka" nie można było wyegzekwować nic. Żadnej prawdziwej pracy. Moim kolegom ta nowa zabawa spodobała się tak bardzo, że patrzyli na mnie jak na idiotę, kiedy chciałem robić cokolwiek poza zebraniami..."

MAGIA SŁóW - ZMIEŃ NAZWĘ!

Chociaż dziwnie to brzmi, wiele można zmienić JUŻ SAMYM ZMIENIENIEM NAZWY.

Historia z życia wzięta:

Kiedy byłam warszawskim rzecznikiem praw ucznia, w moim biurze pracowało od kilku do kilkunastu uczniów szkół średnich: prowadzili sprawy interwencyjne, badania, własne programy naprawcze, akcje informacyjne. Każdy miał jakoś tam określony zakres zadań i obowiązków, swoje specjalizacje, ale – pracowaliśmy jako "team", a rezultaty naszej pracy zależały głównie od sprawnego myślenia, elastycznej organizacji i sprawnej wymiany informacji. Nie ma bata – w takich okolicznościach przyrody – trzeba się bardzo regularnie spotykać, wymieniać informacje, dyskutować, ustalać, decydować... Czyli – robić zebrania.

Ale ja nie cierpię zebrań. A regularne – mogłyby mnie zabić. Na pewno nie chciałoby mi się do nich przygotowywać, a konieczność prowadzenia sprawiałaby mi ból. I w czasie całego zebrania kombinowałabym tylko, co zrobić, żeby się jak najszybciej skończyło. Moi kumple też nie przypominali w niczym rasowych urzędników. Szczerze mówiąc, niezłe z nich były pistolety i potrafiliby rozpirzyć każdą nudną "imprezkę" tego typu.

Zaczęliśmy klasycznie – od zmiany nazwy. To się stało samo z siebie, kiedy formowaliśmy zasady naszej pracy. Komuś proces dochodzenia do poprawy sytuacji uczniów w szkole w jakiejś konkretnej dziedzinie skojarzył się z procesem produkcji bimbru (to były dawne czasy, wszyscy moi współpracownicy stykali się z tym zjawiskiem w swoich domach, albo u kolegów). Na początku nastawia się zacier: miesza podstawowe składniki, a one fermentują... I tak zostało. Spotykaliśmy się przynajmniej co tydzień na ZACIERACH. I wszyscy wiedzieli, jaki jest nasz cel. Szybko przelatywaliśmy przez punkt pierwszy: "Ogłoszenia parafialne" – informacje o tym, co w najbliższym czasie ma się zdarzyć, kto z kim rozpoczął jakiś projekt i jakiej pomocy potrzebuje, jakie nowe zasady organizacyjne zostały wprowadzone na próbę (np. że krótkie streszczenia nowych spraw będą wywieszane na pomarańczowym papierze na tablicy ogłoszeń i nie wolno ich zdejmować), a jakie się nie sprawdziły i trzeba je zmodyfikować (czyli – dalej myśleć). W czasie tej części wszyscy skrzętnie notowali, bo jak wiadomo, notowanie większości ludzi pomaga zapamiętywać. A potem już "nastawialiśmy zacier", czyli obrabialiśmy wybrany problem (albo – wybrane problemy). Ktoś (starannie przygotowany) sprawnie przedstawiał, o co chodzi.

"Pawlak: Wycieczki szkolne są drogie jak diabli. Coraz więcej ludzi nie stać na to, żeby na nie jeździć. A szkoły cisną, bo firmy, które je organizują, dają nauczycielom prowizję za ilość sprzedanych miejsc. Najgorzej jest, kiedy takie biuro podróży obiecuje szkole bonusy na przykład w postaci kserokopiarki, materiałów biurowych albo telewizora do świetlicy. Właśnie wpłynęła taka skarga: biuro zaproponowało szkole, że za każdych 200 "przewycieczkowanych" uczniów będzie jej fundowało niezbyt zużyty komputer. I teraz ci, którzy "nie chcą wziąć udziału" w zdobywaniu dla szkoły komputerów, są traktowani jak jej wrogowie. Nigdy nie zgadniecie, kto to zgłosił: ośrodek pomocy społecznej! Parę rodzin zgłosiło się tam po zapomogi, żeby móc wysłać dzieciaki na te wycieczki..."

Potem krótka dyskusja, co dalej robić, spisane przez Agatę w punktach propozycje, jak poprowadzić tę sprawę i co dalej robić z całym problemem:

  • opracować raport – do przekazania kuratorowi oświaty i mediom:
    • analiza wszystkich "spraw wycieczkowych", które wpłynęły do tej pory (Ania i Mateusz – na najbliższy zacier)
    • zaczynamy robić mapę problemu (- // -)
    • wszyscy "prowadzą nasłuch" w swoich środowiskach (tzn. że każdy miał jeszcze dziś zacząć wypytywać wśród swoich znajomych, rodziny, w szkole o szkolne wycieczki: co niefajnego się z nimi wiąże)
  • nawiązać kontakt z pokrzywdzonymi (Pawlak, za pośrednictwem ośrodka pomocy społecznej)
  • Itd., itp.

No i co, myślisz, że to... zebranie wyglądało tak elegancko, jak na papierze? W żadnym wypadku. "Zacier musi fermentować". To wszystko powstawało "w toku dyskusji", a raczej z towarzyszeniem wrzasków, gwizdów, ryków śmiechu, walenia pięściami w stół tych, którzy nie umieli głośno gwizdać i nie mogli się ze swoją zbawienną myślą przebić. Przewodniczący kiedy chciał, to kierował dyskusją (głównie pilnując, żeby każdy mógł dać swoje propozycje i żeby towarzystwo nie zjechało z tematu), kiedy nie chciał, to nie kierował. Agata zapisywała to, co najważniejsze. Helena – biurowy szczur, biegała po stole konferencyjnym, zabierała co się dało (chleb, serki, długopisy, notatki) i próbowała wciągać do swojego terrarium.
Bałagan? Jeszcze jaki!
Ale było wesoło. I na prawdę efektywnie. A przecież o to chodzi

ZRóB SWOJE I NIE ZANUDŹ SIĘ NA ŚMIERĆ!

Kiedy po lekcjach, na zebraniu zbierają się członkowie samorządu, to zbiera się tam grupa ludzi ZMĘCZONYCH WYMUSZONYM BEZRUCHEM I ZACHOWYWANIEM CISZY. Lekcje najczęściej nie są zabawne. Zmuszanie tych ludzi do zachowywania powagi i bezruchu przez kolejną godzinę – to dla wielu z nich prawdziwa tortura. Jeżeli będą mogli ruszać się w sposób nieskrępowany, pośmiać się, może nawet trochę porozrabiać, ich zmaltretowane mięśnie, ścięgna i kości nie będą dobijać się do mózgu: "Chodźmy stąd! Natychmiast!!!" Dadzą mózgowi popracować.

Jasne, że trudno zaczynać zebranie od dyskoteki... chociaż.... właściwie, dlaczego nie? Jeśli mielibyście do dyspozycji jakiś sprzęcik, dalibyście radę dostosować głośność odtwarzania do potrzeb otoczenia, to nawet, jeśli obok trwa lekcja, może utrwalić się zwyczaj „przetańczania” ostatnich parunastu minut przed rozpoczęciem zebrania. Oczywiście – nieobowiązkowo. Kto nie lubi, ten nie tańczy.

A jak nie "dyskoteka"? Wymyśl coś innego. Nawet pozornie głupie zamieszanie przy robieniu herbaty, przestawianie stołów i krzeseł, przewieszanie czegoś na tablicy ogłoszeń, da mięśniom odrobinę tego, co im potrzebne. A w rezultacie – wszystkim będzie się pracowało znacznie lepiej. A Ty myśl dalej: co zrobić, żeby ludzie przed pracą umysłową mogli chociaż trochę się "pokręcić".

W ŻADNYM WYPADKU NIE SADZAJ LUDZI W ŁAWKACH!

Ludzie wyrabiają sobie w czasie całego życia stereotypy zachowań: określona, powtarzająca się sytuacja wywołuje u nich wyuczone reakcje. Nie kontrolują tego. Na dobrą sprawę mózg załatwia to za nich sam. Bywa, że nawet jeśli próbują to przełamać – nic z tego nie wychodzi. Uczeń, który od kilku lat przez kilka godzin dziennie siada w ławce naprzeciw swojego nauczyciela, by go słuchać i notować, nie kręcić się, nie przeszkadzać, posadzony w takiej samej klasie i w takich samych ławkach – będzie miał trudności w aktywnym braniu udziału w zebraniu. Tak wygląda początek pracy wielu samorządów:

  • "prymuski" siadają w pierwszych ławkach, wyciągają jakieś kajeciki i długopisy (czasami nawet będą próbowały coś zapisać, ale już wkrótce, z pewnym zażenowaniem, będą ich używały do dyskretnego obgryzania, pomachiwania itp.);
  • "licencjonowani rozrabiacy" natychmiast po otwarciu drzwi od klasy galopują do jakichś ostatnich ławek i niemal natychmiast zaczynają gadać i zajmować się tym wszystkim, czym od ponad stulecia uczniowie zwyczajowo zajmują się we wszystkich ostatnich ławkach;
  • ci, dla których znalazło się miejsce przy oknie – już po chwili zaczynają gapić się w okno (jakoś tak jest, że przy oknie człowiek zamienia się w marzyciela. Doświadczyłam tego niedawno w czasie wywiadówki – na prawdę – trudno się opanować);
  • itd, itd.

Siadają i w najlepszym razie czekają, co powie im biedny, siedzący na miejscu nauczyciela przewodniczący. Na próby wciągnięcia do rozmowy większość z nich będzie reagowała jak... na klasyczną odpytkę! A ich mózgi? W najlepszym wypadku będą się starały COŚ SOBIE PRZYPOMNIEĆ. Tylko niektórzy będą w stanie COŚ WYMYŚLIĆ I ZAPROPONOWAĆ.
Kilka lat temu Maciek Ciechomski – student psychologii społecznej, który szkolił redakcje gazet szkolnych, opracował rady dla liderów samorządów – jak można uniknąć takiej wtopy.

"Sztuka ustawiania krzeseł"

HERBATKI – BATATKI

Twoi koledzy mogą być niesamowicie zmotywowani do pracy. Mogą być najmądrzejszymi ludźmi na świecie, ale i tak niewiele osiągniecie, jeżeli z głodu będzie wam burczało w brzuchach, będzie chciało się pić itd.

Nawet sobie nie wyobrażasz, jak niesamowicie wpływa na kreatywność, efektywność i (tego byś się nie spodziewał) dyscyplinę pracy – ZWYKŁA HERBATA Z CYTRYNĄ I CUKREM. Im więcej cytryny i cukru – tym bardziej wpływa.
Dlaczego?

Biochemik wyjaśnia:

"Ten sam patent stosuje się w górach. Zmęczeni i wyziębieni ludzie mogą się uratować dzięki wyssanej kostce cukru. A słodka herbata z cytryną jest najlepiej idącym "towarem" we wszystkich górskich schroniskach (nosi nawet dumną nazwę "herbaty turystycznej"). Cukier w przeciągu 15 minut trafia do krwioobiegu. Tymczasem pajda chleba – dopiero po 4 godzinach! W cytrynie jest witamina C - jest antyutleniaczem, podnosi energię."

Kumasz, jaki to ma związek?
Ostatnią rewolucję w myśleniu o tym, "jak działają ludzie" wywołał amerykański (Rosjanie długo twierdzili, że rosyjski) psycholog Maslow.

Piramida potrzeb Maslowa

Otóż to. Głodni i spragnieni będą myśleli głównie o jednym: skończyć, wyjść i coś „wciągnąć” do brzucha. Jeżeli część będzie głodna, a część po obiedzie w szkolnej stołówce, możesz się spodziewać rozmaitych drobnych sporów (niby to merytorycznych, ale pozbawionych sensu i rozwalających pracę) między głodnymi a sytymi. Głupie, ale prawdziwe. Jeżeli jeszcze musicie poczekać z rozpoczęciem waszego... zebrania (czyli tego, co już nazywa się zupełnie inaczej), aż część członków prezydium zje obiad (tzn. – poczekać musi ta część, która i tak, już teraz jest głodna), to możesz być pewien, że wiele na tym zebraniu nie osiągniecie. Bo jak mówi staropolskie przysłowie: syty głodnego nie zrozumie. I można dodać: widok sytego wkurza głodnego. Innymi słowy – kiepski start do "owocnej współpracy".

No i co z tym począć? Co możemy Ci poradzić? Naradźcie się nad tym wspólnie, poszukajcie rozwiązań. Bo z jednej strony świadomość takich problemów (pozornie drobnych) na pewno przyda się każdemu członkowi prezydium, żeby potem nie chodził po szkole i nie jęczał zdziwiony, że "tyle się naprzygotowywał do spotkania z jakąś grupą zadaniową, a oni trochę porozrabiali i powiedzieli, że już muszą iść..."
A z drugiej strony, zastanów się: co by to było za prezydium, gdyby nie potrafiło się uporać nawet z własnymi problemami...

DYSCYPLINA CZASU

"... trochę porozrabiali, a potem powiedzieli, że już muszą iść..." To częsta przypadłość samorządów.
Uczniowie mają niewiele czasu dla siebie. Wielu z nich ma dużo dodatkowych zajęć, a nauczyciele też was raczej nie rozpieszczają i ci, którzy mają zwyczaj odrabiać lekcje i uczyć się systematycznie – nie mają lekkiego życia. Dlatego trzeba szanować czas tych, którzy są gotowi go poświęcić dla wspólnego dobra. I to szanować w taki sposób, żeby oni widzieli, że jest szanowany. Zebranie musi odbywać się w określonym czasie: zaczyna się DOKŁADNIE o wyznaczonej godzinie i z góry wiadomo (najlepiej – już w momencie ogłoszenia, kiedy się odbędzie) o której się skończy. Wbrew pozorom, to nie jest taka wielka sztuka. Trzeba się tylko do takiego zebrania solidnie przygotować. Przede wszystkim – spisać szczegółowy plan zebrania. I zastanowić się, ile czasu trzeba będzie popracować nad każdym z tych punktów.

Taaak, wygląda na to, że jednym z najistotniejszych dla powodzenia samorządu sprzętów może być... duży zegar z dobrą baterią. Popytaj wśród znajomych: parę lat temu masowo rozdawano takie w rozmaitych promocjach. Na pewno ktoś ma taki, niepotrzebny, na pawlaczu.

SIEDZIBA SAMORZĄDU?

Można latać po szkole z półmetrowym plackiem (czyli tym zegarem) pod pachą, można zaczynać każde zebranie od łomotu krzeseł i stolików, przerabianych przed każdym zebraniem na "okrągły stół". Ale można też być samorządem-szczęściarzem, który ma do własnej dyspozycji... siedzibę! Czyli – własne pomieszczenie, które zagospodarowuje się według własnych potrzeb, gustów i pomysłów. Tu dodam, że są takie samorządy, które mogłyby mieć swoje pomieszczenie, tyle, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby pogadać o tym z dyrekcją. Są też takie, które miały własną siedzibę, ale już nie mają, bo im ją z hukiem odebrano, kiedy się okazało, że dzieją się tam rzeczy... zakazane. I właśnie dlatego takie miejsce (dla uproszczenia nazwijmy je roboczo "Samorządownią") powinno mieć jasny, krótki, ale twardo przestrzegany regulamin. I to nie taki "raz na zawsze" – zasady muszą być uzupełniane i modyfikowane na bieżąco. Bo inaczej... będzie z tego tylko fura kłopotów i zadrażnień.

Historia z życia wzięta

W biurze Warszawskiego Rzecznika Praw Ucznia "zalągł się" nieformalny klub dla dzieciaków z okolicznych kamienic. Dzieciaków było kilkanaście, miały od 3 do 16 lat. A rzecz działa się w dużym, bo 42 m pomieszczeniu biurowym, w którym pracowało jednocześnie po kilka osób, gdzie bez przerwy dzwonił telefon i ciągle przychodzili obywatele, żeby zasięgnąć jakiejś porady, złożyć skargę, opowiedzieć o swoich problemach. Jak tu pomieścić dzieciaki, w dodatku, w dużej części "spod ciemnej gwiazdy"?
Jakoś to szło.
Regulamin był początkowo prosty:

  • To jest BIURO – NIE RUSZAĆ PAPIERóW!
  • Nie wolno wnosić do biura ŻADNEJ broni. Wszystko należy zostawiać w "depozycie" w klopie (pudełko po butach na stercie makulatury – żeby maluchy nie mogły sięgnąć. Co jakiś czas zaglądaliśmy, co nasze dzieci "deponują" – kastety, noże, motylki, łańcuchy itd.)
  • Zero przemocy. Wyzywać też nie wolno.
  • Nie wolno przeklinać, kiedy są klienci albo ktoś rozmawia przez telefon.
  • Nie wolno pić alkoholu, ani nawet przynosić.
  • Jeżeli żaden pracownik nie może zająć się klientem, trzeba zaproponować mu herbatę, porozmawiać.
  • Nie wolno wynosić nic, co należy do biura.

Z czasem pojawiały się nowe punkty, dopisywane do tej listy po burzliwej dyskusji całej społeczności na którymś z cotygodniowych zebrań. Np. że nie wolno pluć na korytarzu i przy schodach wejściowych, że nie wolno wrzucać chomikom ani myszkom nic, co mogłoby im zaszkodzić. Bzdety? Ano, właśnie. Głównym problemem naszych regulaminów jwst to, że mówią przede wszystkim o tym, co ma dla nas nikłe, albo zgoła żadne znaczenie. Dlatego wszyscy mają je w głębokim poważaniu. Łącznie z tymi paroma punktami, które są ukryte gdzieś tam między napuszonymi komunałami, a mają znaczenie zasadnicze. Regulamin musi być krótki i jasny dla tych, którzy z niego korzystają. Inaczej – może go nie być.

Dodam jeszcze, że regulamin "Klubu Leszczersów" (czyli ten z depozytem w wychodku) NIGDY NIE BYŁ ZAPISANY NA PAPIERZE. Wszyscy mieli go w głowach. I to jest ważne. Oczywiście – w szkole, do której chodzi kilkuset uczniów, to mogłoby być trudne do przeprowadzenia. Chyba lepiej spisać...

Od czego zacząć?
Od tego,

  • kto może korzystać z "samorządowni"? Tylko prezydium, czy każdy, kto ma ochotę? Pierwsza wersja jest wygodniejsza, ale to jeszcze jeden sposób, by tracić szanse na współpracę reszty uczniów. Za to zasada "otwartych drzwi" daje wam szanse na pozyskiwanie kolejnych ludzi do konkretnych działań;
  • kiedy "samorządownia" jest otwarta? Odradzam otwieranie na każdej przerwie. Na początku to jest bardzo atrakcyjny sposób spędzania wolnego czasu. Przez parę tygodni - da się wytrzymać. Potem – rujnuje człowiekowi życie prywatne. Proponowałabym ograniczyć się od razu tylko do długich przerw.
  • kto ma klucz? Tylko ty, czy ktoś jeszcze? Ktoś musi być za to miejsce odpowiedzialny i lepiej by było, by był to ktoś inny – nie ty (najgorszy lider to ktoś, kto robi sobie "cały świat na mojej głowie"). To powinien być ktoś, komu możesz zaufać (chociaż można wliczyć w to parę małych awantur, kiedy nie wywiąże się ze swoich obowiązków tak, jak należy).
  • Kto sprząta? Kiedy?

No tak. Kto ma "samorządownię", ten ma gdzie powiesić zegar, może ustawić stoły i krzesła tak, żeby było jak najwygodniej, może liczyć na to, że co jakiś czas ktoś "skołuje" jakiś ciekawy mebel – fotel, regał, stolik, że z czasem ktoś przytaszczy lekko przechodzony elektryczny czajnik, ktoś inny starego "bumboxa", a może nawet pojawi się lekko rzęchowaty komputer z rzężącą drukarką. I z czasem życie stanie się cudne.

To, co dobrze jest zapewnić sobie u dyrekcji od razu, jeszcze nim wejdzie się do „samorządowni” pierwszy raz, to jej zgoda na absolutnie swobodne zagospodarowywanie ŚCIAN w tym pomieszczeniu. Nie wiem, co to jest, ale w bardzo wielu szkołach panuje jakiś nabożny stosunek do tynku – ma być gładki i nieosłonięty. Każde wbicie gwoździa jest traktowane jak zamach terrorystyczny, a przyklejenie czegokolwiek (nawet taśmą malarską) jak wandalizm. A przecież w takim pomieszczeniu "ściany muszą na siebie pracować"! Ogłoszenia, informacje, roczny kalendarz działań samorządu, zwykły kalendarz, plany z przyszłości, projekty plakatów informacyjnych... Wydaje mi się, że samorząd potrzebuje własnego pomieszczenia, żeby mieć w nim... własne ściany do zawieszenia tym wszystkim, co koniecznie trzeba mieć "na oczach".

I jeżeli mogę coś doradzić, to nie przechowywałabym w "samorządowni" sprzętu nagłaśniającego i "błyskającego" do dyskotek. Coś w nim jest takiego, że każdy chce pomacać, popstrykać, obejrzeć, wypróbować. I szybko okazuje się, że różne części przestają się nadawać do wykorzystania. Ten sprzęt powinien jednak być upchnięty w jakimś niedostępnym magazynie.

Im więcej Ciebie, tym mniej...

Monika Ciechomska

Decyzje wieloosobowe

Praca samorządu to najczęściej wspólne podejmowanie decyzji. To trudne wyzwanie, ile osób tyle pomysłów, i tyle racji. Często taka próba podjęcia przez parę osób decyzji kończy się kłótnią. A bywa że ci, którzy mają jakieś wartościowe przemyślenia czy pomysły siedzą cicho, bo nie potrafią się przebić przez wygadanych kolegów, albo "boją się wychylić", "nie chcą się wygłupić". To nie tylko problem samorządów czy uczniów, dorośli także mają z tym wielkie trudności, wystarczy popatrzeć na polityków. Na szczęście spece od komunikacji między ludzkiej znaleźli sposoby na szukanie porozumienia. Jednym ze sposobów jest facylitacja.

Facylitacja to wspomaganie pracy grupy, która próbuje podjąć decyzje, rozwiązać jakiś problem.
Na przykład: wyobraźmy sobie, że samorząd postanawia zorganizować w szkole "Światowy Tydzień Mózgu". Przedsięwzięcie ciekawe, ale trudne. Decyzje, jako samorząd podejmujecie razem. Sami musicie zaplanować to wydarzenie, zorganizować prace, podzielić się obowiązkami. Jak może Wam w tym pomóc facylitator? (czyli osoba prowadząca facylitacje).
Rola facylitatora sprowadza się do porządkowania dyskusji, podpowiadania procedury, czyli zasad według których podejmujemy wspólnie decyzje.

Od facylitatora nie usłyszycie gotowych rozwiązań, nie powie kto ma racje, nie stanie po żadnej ze stron sporu, nie podpowie jak zorganizować Światowy Tydzień Mózgu, to Wasza rola. Pomoże w dyskusji, której wynikiem będzie podjęcie konkretnych decyzji. Grupa powinna go traktować jako pomocnika, który kontroluje proces rozwiązywania problemu, podejmowania decyzji.

Gdzie znaleźć facylitatora?

To może być ktoś z Waszej szkoły, kolega/ koleżanka, opiekun samorządu, pani z biblioteki, pan od informatyki, czyjaś siostra/brat, ktoś z Waszego grona. Ważne, aby była to osoba, której ufacie, która posiada takie umiejętności by pomóc Wam w dyskusji czy wspólnym podejmowaniu decyzji, która będzie trzymać się swojej roli, to znaczy nie opowie się po żadnej ze stron, nie będzie zgłaszać swoich propozycji, nie będzie oceniać Waszych pomysłów, będzie prezentować neutralną postawę.

Facylitator w akcji, czyli jakie są jego zadania.

Wyobraźmy sobie: zebranie samorządu, wszyscy obecni, facylitator gotowy, spotkaliście się aby podjąć decyzje co do zorganizowania w Waszej szkole Światowego Dnia Mózgu. Pracy mnóstwo, mało czasu, wszyscy mają jakąś wizję, tylko, że te wizje różnią się od siebie, a tu jeszcze niektórzy zastrzegają sobie na wstępie, że nie mają czasu na pracę bo muszą się poprawić z niektórych przedmiotów.

Przewodniczący samorządu Olek zaczyna od przedstawienia wszystkich Maćkowi, który zgodził się być facylitatorem dzisiejszego spotkania:

  • Olek- no dobra, przedstawiam Ci Anię, która jest skarbnikiem, chodzi do drugiej klasy, Krzysiek to mój zastępca, z III b, Renata i Basia to pierwszaki, są członkami samorządu, Kamil i Agniecha są z trzeciej klasy, oni nie należą do samorządu, ale to oni wymymyślili żeby zorganizować ten tydzień mózgu, po za tym naprawdę są mózgowcami z biologii.
  • Maciek- Na początku dobrze by było ustalić zasady, które będą pomagały wam w porozumiewaniu się między sobą. Zauważyłem, ze na początku spotkania bardzo przekrzykiwaliście się nawzajem, pierwszą zasadą niech będzie "mówi jedna osoba w tym samym czasie", macie inne pomysły? (ustala zasady pracy/ dyskusji)
  • Ania- na mnie mówią "Nochal", może i mam duży nos ale nie lubię jak tak mnie nazywają
  • Maciek- to drugą zasadą może być "nie przezywamy się"
  • Kuba- no a ja nie chcę, żeby ktoś mówił, że moje pomysły są do ...kitu
  • Ania- no ale jak są to co?
  • Maciek- Wprowadźmy zasadę "nie oceniamy się nawzajem", zamiast mówić, że coś jest głupie, można powiedzieć nie podoba mi się. Nasz problem do rozwiązania to zorganizowanie Światowego Dnia Mózgu w szkole (określa problem, temat spotkania, czasem trzeba go bardziej skonkretyzować, tu wszyscy wiedzieli dokładnie o czym będą rozmawiać). Każdy na spotkanie przyszedł pewnie już z jakimiś pomysłami proponuję żeby spisać je a potem o nich porozmawiacie.
  • Ja chciałabym żeby kółko biologiczne napisało referat o pracy mózgu, jak wygląda itd.
  • No można by też zrobić dużą makietę mózgu
  • Może zrobić ze styropianu i postawić na korytarzu
  • Co za idiotyzm, zaraz ja zepsują
  • Maciek- mieliśmy nie oceniać (pilnuje przestrzegania ustalonych zasad)
  • Ale to głupie, praca na marne
  • Maciek- teraz powiedzcie jakie macie pomysły, potem przyjrzycie się im
  • A może zrobić coś o snach
  • O snach...głupia jesteś, nie odzywaj się pierwszaku, o snach, no nieźle, Śpiąca Królewna
  • Maciek- każdy ma prawo do głosu, bez względu z której jest klasy, przypominam o zasadzie nie oceniania siebie. Zapisujemy wszystkie pomysły. (chroni wszystkich członków spotkania i pilnuje by każdy mógł się wypowiedzieć)

Pomysły zostały spisane na dużej kartce papieru (spisanie kolejnych zagadnień spotkania jest bardzo pomocne: porządkuje spotkanie, wszyscy wiedzą o czym jest mowa, nie ma powtórzeń, mamy pewność, że o niczym nie zapomnimy):

  • Maciek- mamy pomysły, zastanówmy się jak je zrealizować, które można zrealizować, a które nie (czuwa nad procesem rozwiązania problemu, prowadzi grupę).
  • ja dalej myślę, że sny to niedobry pomysł
  • czekaj Olek, w końcu te sny to praca mózgu a może jeszcze o uczuciach
  • a co zakochałaś się?
  • Ona ma rację, mózg to przecież nie tylko matematyka ale i emocje, sny, zmysły
  • Maciek- czy sny zostają? Dopisujecie jeszcze zmysły i uczucia?
  • Tak, dopisujemy, a co z układem nerwowym człowieka, może niech to zrobią nasi mózgowcy od biologii razem z pracą mózgu
  • Ale to musi być referat?
  • Maciek- najpierw oceńcie wszystkie pomysły, czy zostają pozostałe, a potem zastanowicie się nad ich realizacją
  • Ja chcę wykreślić zaburzenia pracy mózgu, nie zrozumieją ludzie, będą wyśmiewać się, że to wariaci
  • To może jeden dzień poświęcić na coś w rodzaju tolerancji dla tych, co mają problemy z myśleniem, albo chorują psychicznie
  • Maciek- jeśli zgadzacie się na zapisane pomysły to zastanówcie się, jak je zrealizować i kto będzie je realizował.

Maciek zaproponował żeby posłużyć się tabelką, która uporządkuje propozycje grupy. Każdy przychodząc na spotkanie miał już jakieś pomysły. Dlatego tabelka została szybko wypełniona. Pomysły uczestników były od razu umieszczane w odpowiednich kolumnach, to porządkowało prace. Nie wszystkie pola zostały uzupełnione, ale od razu było widać nad czym jeszcze trzeba pomyśleć.

Oto co wymyśliła grupa:

Co robimy Jak Kiedy Gdzie Kto
Praca mózgu i układ nerwowy człowieka referat przedstawiony na plakatach Poniedziałek od 12.00 Po przedstawieniu referatu będzie wisiał w holu szkoły koło biologiczne
Praca mózgu i układ nerwowy człowieka Referat opowiedziany zainteresowanym poniedziałek o 12.00 mała sala gimnastyczna koło biologiczne
Makieta mózgu i opis jak działa mózg zrobiona ze styropianu, obok będzie wisiał plakat, który opisze jakie funkcje mają różne części mózgu Poniedziałek, od rana będzie stała niedaleko pokoju dyrekcji Brat Kamila
geniusze, ludzie wybitnie inteligentni gazetki ścienne poświęcone jednej genialnej osobie wtorek, po referacie koła biologicznego klasy wylosują swoich geniuszy w każdej sali Kto przygotuje i poprowadzi losowanie?każda klasa
Co robić żeby lepiej myśleć Referat i przykłady ćwiczeń Czwartek, 12.00 Mała sala gimnastyczna Siostra Basi- studiuje psychologię
iloraz inteligencji Referat i przykładowy test na mierzenie inteligencji Czwartek, 12.00 Mała sala gimnastyczna Siostra Basi- studiuje psychologię
Sztuczna inteligencja       Koło informatyczne
Mózg kobiet i mózg mężczyzn        
emocje, sny, zmysły        
zaburzenia pracy mózgu Referat, plakaty, może uda się załatwić filmy Wtorek, cały dzień będzie poświęcony temu tematowi Cała szkoła Psycholog i pedagog szkolny

 

  • Sztuczna inteligencja to nikogo nie zainteresuje, ja bym wykreślił
  • No nie i znowu rozmawiamy jakie pomysły zostają a jakie wykreślamy, nigdy nie skończymy tej rozmowy, Maciek a Tobie podoba się pomysł ze sztuczną inteligencją?
  • Maciek- miałem Wam pomagać w podejmowaniu decyzji, nie mogę powiedzieć czy podobają mi się Wasze pomysły, bo to nie moja funkcja, nie po to mnie zaprosiliście (facylitator nie ocenia pomysłów grupy, zachowuje postawę neutralną).
  • Na poniedziałek i wtorek mamy plany to może w środę niech będzie sztuczna inteligencja, tak jak zaplanowaliśmy z "pracą mózgu", niech też będzie o 12.00 w małej sali gimnastycznej.
  • To dobrze się układa, wszystkie referaty będą o 12.00 w małej sali gimnastycznej.
  • Maciek nie dopilnowałeś ważnej rzeczy, przecież o 12.00 jest lekcja, lepiej jakby nauczyciele schodzili z klasą, w której mają akurat zajęcia do małej sali, najpierw pierwsze klasy, potem drugie, i tak dalej. Maciek przecież my z tym idziemy do dyrektorki a tu taki błąd.
  • Maciek- moją funkcją nie jest podsuwanie wam pomysłów, ani ocenianie ich czy są dobre. Moje zadanie polega na przeprowadzeniu was przez dyskusje bez kłótni, dopilnowanie przestrzegania zasad, zaproponowanie metod, które ułatwią podejmowanie decyzji (na przykład tabelki, pomysły spisane na plakatach w jasnej formie), ale to wasze decyzje.
  • No dobra, Olek, dobrze, że zwróciłeś uwagę, to dobry pomysł z tym schodzeniem do sali z nauczycielem, może będą słuchać.
  • Ja już nie mogę myśleć, idę do domu
  • Ja też jestem zmęczony, ale musimy to skończyć
  • To super idźcie, jak zwykle zostanę sam ze wszystkim, dzięki.
  • Odczep się, jestem zmęczony i tyle, chce mi się spać.
  • Maciek- proponuje żebyśmy zrobili przerwę, rozmawiacie już prawie półtorej godziny, większość rzeczy ustaliliśmy, zbliżamy się do końca, dalsza dyskusja nie powinna dużo czasu zająć, a przerwa chyba jest nam wszystkim potrzebna. Spotkajmy się za 15 minut, prosiłbym żeby nikt się nie spóźnił.

Po przerwie...

  • To był dobry pomysł z przerwą, wymyśliłam, że sny, uczucia i zmysły może zrobić kółko teatralne. Można podejść do tematu oryginalnie, niby każdy wie co to uczucia i zmysły, ale nie zastanawiamy się nad tym za dużo, a na teatralnych mogliby przygotować coś w rodzaju zaprezentowania uczuć, zmysłów i snów.
  • No nieźle, ale to trudne zadanie, zobaczymy co powiedzą. To zapiszmy ich na piątek.
  • "Mózg kobiet i mózg mężczyzn" to ja mogę zrobić bo interesuję się tym, a pani od biologii na kółku biologicznym mi pewnie pomoże, no i dostanę pewnie 5 za to.
  • Taka sprytna, a podobno mózg macie mniejszy niż my faceci.
  • Mózgi mężczyzn są większe od mózgów kobiet, ale gdyby mózgi kobiet i mężczyzn miały tę samą wielkość, to kobiety byłyby inteligentniejsze.
  • No dobra możesz zrobić ten referat.
  • To może w środę, po lekcjach, to ciekawy temat, więc pewnie kogoś zainteresuje, w małej sali.
  • Maciek- przechodzimy do ustalenia kto za co będzie odpowiedzialny, kto dopilnuje tego co wymyślaliście

 

Zadanie Osoba odpowiedzialna
Praca mózgu i układ nerwowy człowieka Agnieszka i Kamil
Makieta mózgu i opis jak działa mózg Kamil
Geniusze, ludzie wybitnie inteligentni Olek
Co robić żeby lepiej myśleć Basia i jej siostra
iloraz inteligencji Basia i jej siostra
Sztuczna inteligencja Krzysiek
Mózg kobiet i mózg mężczyzn Basia
emocje, sny, zmysły Ania
zaburzenia pracy mózgu Pani psycholog i Renata

 

Maciek ustalił z grupą na koniec termin kolejnego spotkania.

Z pozoru może się wydawać, że ten facylitator to nic nie zrobił. Bez niego też byście sobie poradzili, jeśli tak się wydaje to znaczy, że zrobił kawał dobrej roboty, bo z tym facylitatorem to jest tak, jak w piosence Natalii Kukulskiej "Im więcej ciebie, tym mniej" ;). Facylitator ma nie być bohaterem spotkania. To Wy i Wasze pomysły grają tu główną rolę.

Podsumowanie:

Facylitator pomaga grupie rozwiązać problem, podjąć wspólną decyzję. Poprzez:

  • pomoc w wypracowaniu zasad ułatwiających dyskusję,
  • pilnowanie przestrzegania ustalonych zasad,
  • proponowanie technik, które ułatwią prace,
  • chronienie członków grupy przed wzajemnymi atakami.
  • nie prezentuje swoich rozwiązań problemu,
  • nie ocenia pomysłów członków grupy,
  • nie opowiada się po żadnej ze stron.

Co robił Maciek?

  • Zaproponował zasady,
  • zaproponował porządek dyskusji
  • zapisywał pomysły, porządkując od razu: co robią, jak, kiedy, gdzie zaprezentowana będzie praca, kto zajmie się jej realizacją,
  • dopilnował by grupa zdecydowała kto będzie za co odpowiedzialny,
  • dopilnował by grupa umówiła się na kolejne spotkanie,
  • pilnował by grupa przestrzegała zasad



źródło: strefamlodych.pl